Udzielając korepetycji, człowiek ma okazję spotkać się z przeróżnymi środowiskami, ludzi z różnych sfer i grup społecznych. Większość z nich łączy jedno: mają dzieci.
Nie posiadam swoich, ale jak patrzę na moich uczniów, to chyba niekoniecznie chcę je mieć. Oczywiście są tacy rodzice, którym zazdroszczę. Patrząc na nich myślę: rety, mają świetne dziecko, też chciałabym takie mieć. I uwielbiam te dzieciaki a lekcje z nimi są doskonale przyjemne.
Grzeczne, schludne dziecko. Nie muszę pilnować, czy na pewno zapisało wszystko, co istotne z lekcji. I czy wie, na czym polega zadanie domowe. Uwielbiam!
A potem przychodzi inne dziecko. Zadanie domowe? „-Ja miałem jakieś zadanie domowe? O rety, nie pamiętam, na pewno Pani kłamie, bo przecież ja wszystko pamiętam, nie muszę zapisywać.” I to traktowanie mojego stołu do lekcji jak hamaku. Do tego dochodzi cudowne wręcz wkładanie sobie dłoni w buciki (co oni wszyscy tam takiego szukają w czasie lekcji? Wiedzy??) ziewanie na cała szerokość paszczy, podczas którego zastanawiam się czy nie minęłam się z powołaniem i trzeba było zdawać na dentystę. No i zapomniałabym: widok, bez którego życie traci sens: dłubanie w nosie i drapanie się po mało szlachetnej części pleców.
I teraz nurtuje mnie pytanie: do kogo należy wychowywanie takich latorośli? Teoretycznie ja je mam tylko nauczyć jak nadawać na tych samych falach z przedmiotem, który jest dla nich problematyczny.
Z drugiej strony rodzice też czasem potrzebują, żeby nimi potrząsnąć. Bo jeśli dziecko przychodzi na korepetycje i skarży się, że musi robić lekcje przy włączonym telewizorze, bo mają tylko jeden pokój, a mamusia musi oglądać swój ulubiony serial akurat tam, gdzie jest jego miejsce do nauki, to jak zareagować? Z niektórymi rodzicami można otwarcie porozmawiać i powiedzieć, że dziecko potrzebuje uwagi i zainteresowania oraz tak podstawowej pomocy, jak chociażby warunki do nauki. Do niektórych rodziców aż strach się odezwać, by nie zostać pogardliwie obrzuconym: nie masz dzieci to się nie znasz!
Owszem, nie mam dzieci. Ale Twoje dziecko wyraźnie potrzebuje się komuś zwierzyć. Zdarza mi się poświęcić 10 minut lekcji właśnie na takie rzeczy. Na wysłuchanie tego małego człowieka, bo nikt inny tego nie robi, a on ma tak wiele do powiedzenia. Nie narzekaj, że jesteś zmęczony, że pracy tyle, że już nie dajesz rady. Że dziecko Ci marudzi, a Tobie się nie chce posiedzieć przy nim i jego lekcjach. Teraz dziecko potrzebuje Ciebie, a kiedyś role się odwrócą.